- autor: PN, 2016-04-25 22:01
-
Pierwszy etap tegorocznego sezonu biegowego za mną. 17 kwietnia przebiegłem maraton w Łodzi, który był docelowym wiosennym startem. Choć nie pobiłem rekordów życiowych, to odnotowałem dobre wyniki i po krótkim odpoczynku powinienem z powodzeniem startować w kolejnych biegach już na krótszych dystansach.
Kwietniowe starty wyszły mi trochę pechowo. Wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę, mocno trenowałem, nabijałem licznik kilometrów, no i w związku z tym nastawiałem się na kolejny progres wyników. Skończyło się lekkim niedosytem, no ale cóż – nie zawsze da się robić życiówki, a bieganie uczy, że nigdy nie można być niczego pewnym, że zawsze trzeba być przygotowanym na wszystko, a szczególnie w maratonie, który bywa wyjątkowo nieprzewidywalny.
3 kwietnia w Warszawie podczas startu w półmaratonie celowałem w rezultat 1:24:00. Do 17 km realizowałem cel, jednak walka jaką od 4. km toczyłem z żołądkiem oraz własnym organizmem wykończyła mnie i na ostatnich kilometrach walczyłem już tylko o ukończenie biegu. Ostatecznie zameldowałem się na mecie z czasem 1:25:54.
Podobnie wyszedł start w maratonie w Łodzi. Na jego trasę wyruszyłem z celem ukończenia go w 2 godziny 55 minut. Wszystko szło dobrze do ok. 28 km. Wtedy jednak już mocno odczuwałem skutki wysokiego tempa, które narzuciłem od początku, a przede wszystkim słońca, które grzało coraz mocniej i z każdym kolejnym krokiem odbierało mnóstwo sił. Po 34 km czułem już ogromne pragnienie, co oznaczało, że organizm jest odwodniony. Zacząłem przechodzić do marszu, aby odciążyć organizm i nie wyeksploatować się przed metą. Widoki słabnących biegaczy czy zawodników elity, którzy szli z numerami startowymi w ręku rezygnując z dalszego udziału w biegu, nie nastrajały optymistycznie. Jeszcze do 38 km tliła się nadzieja przynajmniej na złamanie 3 godzin, ale kiedy zaczęły mnie łapać skurcze mięśni wtedy już definitywnie odpuściłem. Liczyło się już tylko to, aby dotrzeć do mety na własnych nogach i w zdrowiu. Udało się i na metę zlokalizowaną w hali Atlas Areny wbiegłem z czasem 3:04:09 zajmując 86. miejsce wśród 1700 maratończyków, którzy w tym dniu pokonywali ulice Łodzi.